To strasznie dziwne uczucie. Właśnie zorientowałam się, że tak dawno nie miałam po prostu wolnego popołudnia. Takiego żeby siąść z komputerem i pooglądać seriale. Zapełniam swój wolny czas w 110%, wracam do domu strasznie późno, albo wcale i ogólnie to cały czas wolny przeznaczam na sen. No kurde to nawet nie tak, że jestem aż tak zawalona rzeczami. Chyba potrzebuję zwolnienia życia. Ale jak to zrobić w wakacje? 
I to straszne uczucie, kiedy właściwie mogłabym pojechać do domu, odwiedzić rodzinę, ale weekend w domu jest tak strasznie kuszący, że nawet nie mam ochoty tego zrobić. I czuję, że zawiodłam rodzinę i przyjaciela, pierwszy raz w życiu tak czuję. A to wszystko tylko i wyłącznie dlatego, że muszę odpocząć.
Czy to nie jest beznadziejne? Ułożyłam sobie na nowo życie i nie zaplanowałam w nim czasu dla starego miasta. A co jak będę chciała tam wrócić, a okaże się, że spaliłam wszystkie mosty? Co jeżeli nie mam dokąd wracać? I tkwię tak pomiędzy należąc do miejsc obu, albo do żadnego.